W tym roku samiczki murarki wylęgły się na początku kwietnia. Ich czas nieuchronnie się kończy. Praca przy domku jeszcze trwa, ale jest cicho. To nie ten rejwach, który robiły na słońcu jeszcze tydzień temu.
Dzisiaj byłam świadkiem śmierci jednej z tych niestrudzonych pracownic. Zwróciło moją uwagę to, że przysiadła na rurce, jakby nie miała nic do roboty. Wszystko trwało zaledwie kilka minut.
Najpierw trzymała się wszystkimi sześcioma nogami.
Minutę później już tylko trzy łapki utrzymywały ją na wysokości.
Chwiała się, próbowała podciągnąć.
W pewnym momencie udało się jej wspiąć na trzcinkę. Ale był to już ostatni wysiłek.
Spadła. Jeszcze tylko parę szarpnięć...
i koniec.
Jakie życie, taka śmierć - nie dziwi nic, chciałoby się zacytować piosenkę...
Ale życie zostało przekazane, z punktu widzenia natury i ewolucji nic więcej się nie liczy...
OdpowiedzUsuńTak, wszyscy po to żyjemy.
Usuń