niedziela, 7 lipca 2019

Kocham dzięcioły?

Rosną u mnie na działce jeżyny bezkolcowe odmiany Orkan i takie no name. Ich pędy potrafią dorastać do 2,5 m i rozkładają się na boki. Trudno je ujarzmić, kiedy owocują, a kiedy zaschną, stają się siedliskiem maleńkich błonkówek. Lista owadów, które drążą gniazda w miękkim miąższu, np. malin i jeżyn, jest długa, można się z nią zapoznać na bardzo ciekawej stronie Dzicy zapylacze. Jeszcze nie wiem, co u mnie zamieszkało, ale spróbuję się dowiedzieć.
Reszta postu będzie, niestety, poświęcona małym katastrofom i ich konsekwencjom. Rzecz w tym, że prześladują mnie dzięcioły. Powiedzmy że parka zielonych, chociaż czarno-czerwonego też widziałam. Nie udało mi się ich uwiecznić na zdjęciu, ale widziałam ptaki, a ślady ich działalności są aż nadto widoczne. Otóż parę lat temu z wielką satysfakcją zebrałam pierwszy spory plon orzechów laskowych - pysznego Olbrzyma z Halle i Nottinghamskiego. W następnym i kolejnych latach nie miałam już żadnych zbiorów. Za to pod starą jabłonią każdej jesieni rosła kupka rozłupanych skorupek, a we mnie rosło rozczarowanie i złość. Nie pomogły odstraszacze - plastikowe kruki i jastrząb, dzięcioły mają się dobrze.  A w tym roku na poważnie zaatakowały pszczoły w rurkach.
Ponieważ w literaturze nader często pojawia się przestroga, aby zasiedlonych rurek nie poddawać wstrząsom, gdyż larwy mogą odpaść od pyłku i zamrzeć, zostawiłam rurki na miejscu. Nie pomogła ani siatka, ani wsuwanie rurek głębiej do domku. Dzięcioł siał spustoszenie.
Na zdjęciu poniżej larwa Osmia bicornis, która została znaleziona gdzieś w połowie czerwca na półce Taboretu, naga pośród szczątków trzciny. Miała wtedy 3 mm. Obok niej znalazłam jeszcze dwie, nieco mniejsze. Nie nażarł się - pomyślałam z satysfakcją o dzięciole. A potem pozbierałam larwy i pozostałości zapasów (pyłek sklejony nektarem nie rozpada się), włożyłam do pojemniczka i, tradycyjnie już, zapomniałam o nim.

20 czerwca w pojemniku znajdowała się jedna duża żywa larwa i dwie zamarłe. Czyżbym obaliła mit? Niezupełnie - nie wszystkie przeżyły, ale jedna jak najbardziej, przynajmniej do tego momentu. Później już nie było tak dobrze - larwa nie wysnuła oprzędu i skończyła jak dwie poprzednie. Podejrzewam, że do utworzenia kokonu potrzebne są konkretne warunki fizyczne - ścianki komory bardzo blisko ciała larwy. Niestety, przegapiłam sprawę i na czas nie umieściłam larwy w odpowiednim miejscu.  O procesie powstawania kokonu pisałam w poście Przędą sobie, przędą...
Za sprawą dzięcioła trafiły mi również w ręce larwy nożycówki (pisałam o niej tutaj) i te obserwuję już uważniej.
Chelostoma florisomne larvae
Pięć larw nożycówki pospolitej w różnym stadium rozwoju. Są maleńkie od 1,5 do 3 mm
Spośród tej piątki przeżyły 3 larwy i najciekawsza obserwacja dotyczy tego, że larwy oderwane od swoich porcji pokarmu aktywnie poszukiwały pożywienia! Problem z wytworzeniem oprzędu przez larwę jest taki sam, jak w przypadku murarki, tyle że znacznie delikatniejszy - nożycówki tworzą bardzo delikatny kokon i dlatego nie da się ich wyłuskiwać z rurek. Chelostoma florisomne larvae

Kolejne dni przynosiły kolejne zniszczenia i w końcu zdesperowana, ale i podniesiona na duchu doświadczeniem z larwą murarki, której odpadnięcie od porcji jedzenia nie zabiło, po kolejnym ataku dzięcioła ewakuowałam murarkowe rurki w bezpieczne miejsce. Zimą zobaczymy, czy i jak ta operacja zaszkodziła pszczołom. (Prawdę mówiąc, sądzę, że wszystko będzie w porządku.)
Pozbierałam ostatnie rozrzucone rurki i z ciekawości zajrzałam do tych bardziej uszkodzonych. Larw murarki już nie znalazłam, gdyż zostały z pewnością zjedzone - tym razem musiały być duże i pyszne.
Rozłupana rurka rdestowca. Widać ślady przegród i pyłku.
Ale i tak było ciekawie, bo znalazłam coś innego. Przegrody z gliny, zupełnie jak u znajomych pszczół, ale w środku...
Dwie komórki z 5 i 6 stonkami (larwami chrząszcza) oraz...

Dwie komórki z 9 stonkami. Ktoś tutaj przygotował zapas pożywienia dla rozwijającej się larwy.  Może coś urośnie, bo jedna larwa jest jak najbardziej żywa. Zobaczymy :-) 

Edit: zgodnie z sugestią Jacka Wendzonki poszukałam i znalazłam na pobliskich topolach stonkę, której larwy zgromadził Symmorfus murarius. 

Rynnica topolowa  (Chrysomela populi)












A to najprawdopodobniej jaja rynnicy topolowej.



7 komentarzy:

  1. Ciekawe, czemu stonek nie zjadł?

    OdpowiedzUsuń
  2. Słuszna uwaga, ale nie każdy lubi stonki, także te ziemniaczane. Te akurat to chyba larwy jakiegoś chrząszcza drzewnego

    OdpowiedzUsuń
  3. Z punktu widzenia dzięcioła taki domek to jak promocja w pizzerii... Nie sposób się oprzeć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z punktu widzenia pszczelarza to jest grabież w biały dzień :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wilmo, czytałam, że dzięcioły żywią się pisklętami innych ptaków i są utrapieniem leśników rozdziobując budki lęgowe. U mnie dzięcioł uporczywie znęca się nad budkami dla ptaków. Kupiłam takie ze wzmocnionym wejściem, grubymi ściankami i na razie jeszcze się nie dostał, ale ich dni są policzone. Pomyśl, czy te budki dla pszczół na drzewie nie wyglądają dla niego podobnie kusząco?

    OdpowiedzUsuń
  6. Larwami stonek (w tym przypadku prawdopodobna jest rynnica topolowa) prowiantuje Symmorphus murarius.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za podpowiedź, mam chyba nawet zdjęcia tej rynnicy
      Niestety, drogowcy wycięli większość topól. I murariusów jest znacznie mniej.

      Usuń